Dzis mielismy dzien pelen wrazen... Od rana plazowalismy nad jeziorem. Rozlozylismy sie z wielkim zarciem, lowilismy rybki w siatkę na motyle, dzieci sie pluskaly a my byczylismy. Krzysiu chyba przytyl, bo lezak nie wytrzymal i rozlecial sie na kilka kawalków, z czego pól plaży sikalo ze smiechu:-) Po plażowaniu szybki prysznic i ruszylismy na miasto. Po spacerku wkręcilismy się jako personel na obiadek do Egona i za pól darmo najedlismy jak bąki. Poprawilismy lodami i ruszylismy na zamek. Mimo rosy tarzalysmy sie w trawie jak dzieci, zdjęcia wyszly rewelacyjne:-) O 22.00 stwierdzilysmy, ze trzebaby się dobić przed snem, odstawilysmy Krzysia z dziećmi do domku i we trzy (ja, Kamilka i Olcia) wybralysmy sie do aborettum. Nastawilysmy sie na cudowną sesję, szczesliwe, ze Krzysiu - zagorzaly przeciwnik zdjęć, zostal w domu... niestety nie zabralam drugiej baterii do aparatu:-( A trafilysmy do takich miejsc, że piszczalysmy z zachwytu... Pogoda byla cudna, ptaki swiergotaly na kilka glosów, caly park dla nas... Najpierw cudna tęcza, później zachwycający zachód slońca... Siedzialysmy na pomoscie w parku japonskim prawie do pólnocy, dopiero gdy się naprawdę sciemnio i z lasu dobiegaly dziwne dzwieki przyszpieszylysmy kroku i zwialysmy do auta. To byl cudny dzień... Po raz kolejny przekonalam się, że mieszkam w najpiękniejszym miescie swiata...
Ja to jestem prawdziwą szczęsciarą!!!
We wrzesniu przylatuje Ilonka z mężem. Baaardzo się cieszę, to taka dobra iskierka...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz