niedziela, 12 października 2008

Wróciliśmy...











Wrócilismy a tu... piąty dzień leje:-(
Masakra...
Majorka nas zachwycila... To nie tylko knajpy i dyskoteki jak sobie wyobrażalam ale i spektakularne widoki, dziewicze tereny, ciekawe obiekty. Pogoda dopisala cudnie(choć tydzień przed naszym przylotem i tydzień po wylocie lalo i wialo), hotel dostalismy
R E W E L A C Y J N Y (choć zaplacilismy smieszne grosze i spodziewalismy się szczurowni) Tylko nastroje mielismy nie bardzo i zmarnowalismy kupę czasu na glupie klótnie:-(
Zwiedzilismy stolice wyspy Palmę de Mallorca i malownicze miejscowosci i porty od Alcudii do Valldemossy. Ta ostatnia mala miejscowość wśród gór Sierra de Tramuntana zrobila na nas niesamowite wrazenie. To tutaj w listopadzie 1839 roku przebywał Fryderyk Chopin na potajemnej schadzce z francuską pisarką George Sand i od tamtej pory czas tam sie chyba zatrzymal. Spacerując wąskimi, ukwieconymi uliczkami mialam wrażenie, że za chwilę spotkam się z kochankami twarzą w twarz...

„Jestem w Palmie między palmami, cedrami, kaktusami, oliwkami, pomarańczami, cytrynami, aloesami, figami, granatami itd. Co tylko Jardin des Planes ma w swoich piecach. Niebo jak turkus, morze jak lazur, góry jak szmaragd, powietrze jak w niebie. W dzień słońce, wszyscy letnio chodzą, i gorąco; w nocy gitary i śpiewy po całych godzinach. Balkony ogromne z winogronami nad głową, mauretańskie mury. Wszystko ku Afryce, tak jak i miasto, patrzy. Słowem, przecudne życie. (...) Mieszkać będę zapewne w przecudownym klasztorze, najpiękniejszej pozycji na świecie: morze, góry, palmy, cmentarz, kościół krzyżacki, ruiny moskietów, stare drzewa tysiącletnie oliwne. A, Moje Życie, żyję trochę więcej... Jestem blisko tego, co najpiękniejsze”. Tak napisał Fryderyk Chopin swojemu przyjacielowi tuż po przybyciu na Majorkę w 1839 roku...
Majorka sama w sobie jest piękna i oferuje z pewnoscią o wiele więcej ciekawych do zobaczenia miejsc. Na dobrą sprawę jednak sama Valldemossa wystarczyłaby by wyspa była warta odwiedzenia i na pewno jeszcze tam wrócimy - co do tego jestesmy zgodni, a to niezwykla żadkosć w naszym burzliwym związku;-)

wtorek, 23 września 2008

Majorka!!!

"Przed każdą podróżą czuję dreszcz oczekiwania i wyobrażam sobie kogo spotkam po drodze, jak będą pachniały lokalne dania i w liściach jakich drzew będzie szumiał wiatr. Przeżywanie w wyobraźni daje pierwszą wielką przyjemność, ale nie można tego porównać do chwili, kiedy samolot dotyka płyty lotniska, otwierają się drzwi i... pierwszy oddech, smakowanie nowych owoców, radość i chęć odkrywania nieznanego świata"
Beata Pawlikowska

Po wielu nieprzespanych nocach, godzinach przy komputerze, nerwach związanych z rezerwacją i jej anulowaniem zupelnie niespodziewanie zmienilismy wszystkie plany, na strate przeznaczylam bilety do Krakowa, odwolalam Egipt i za tydzien lecę z moją rodzinką na Majorkę:) Cieszę się bardzo, przyda nam się ten wyjazd bardzo. Ostatnio kilka miesięcy non stop mielismy gosci, fajnie bedzie pobyczyc sie w ostatnich tego roku promieniach slońca. No, może przedostatnich, na listopad zarezerwowalismy 2 tygodnie w Egipcie. Zwariuję ze szczęscia!!!

piątek, 29 sierpnia 2008

Basia wróciła!!!





Wczoraj wieczorem witalysmy Basie na lotnisku! Byla prawie pól roku w Polsce! Zdążyla zdac egzamin na prawko a my zdazylysmy sie baaardzo stęsknić. Przebralysmy sie w Kornela stroje karnawalowe hihihi Sylwunia byla pszczólką a ja ch... wie. Plaszcz drakuli, czapka mikolaja i makijaż czarny mocno rozmazany:)
Wparowalysmy z wielkim transparentem, spiewem na ustach, różą w zębach i kierownicą od Audi w prezencie. Tlum na lotnisku mial zajebiste miny a Basia... To trzeba bylo zobaczyc!!! Siedziala zszokowana z miną pt: kurwa, znowu jestem w tym pojebanym kraju, pelnym debili!!! Bylysmy juz przekonane, ze wcale jej nie ucieszyla nasza niespodzianka i jest wsciekla, ze tam przyjechalysmy. Dopiero jak podbieglysmy blisko i krzyknęlam: Basiu, to my, pojebane!!! -zaczela przygladac sie nam blizej i zaskoczyla, ze to my!!! Wysciskalysmy ja mocno i odprowadzilismy do auta. Marcin mial powazne plany na wieczor;-) Od razu wstąpilo w niego życie, on naprawde bardzo tesknil i ostatnimi czasy chodzil bardzo struty. Teraz wszystko wróci do normy, znów bedziemy sikac z ich kawalow na imprezach... Tak sie ciesze, ze wrócila!
A z jej miny sikalam wczoraj jeszcze dlugo... dzis tez mnie skreca, jak sobie przypomne. Nie mamy niestety filmu z calego zajscia bo nasza kamerzystka Kamilka pomylila przyciski i nic sie nie nagralo:( Ale pewnie niedlugo na youtobie bedzie mozna znalezc nasze wyglupy nagrane na kamery przemyslowe hihihi Po calej akcji pojechalysmy do domku, po drodze tankujac auto, Pani z obslugi na nasz widok zaknęla drzwi i pogasila swiatla hihi
Kuźwa, my nie jestemy normalne:-D


3 dni temu po 3 miesiacach wrocila z Afryki Aga ale nie chciala nam podac godziny przylotu, chyba przeczuwala, ze mozemy jej narobic siary w miejscu pracy buhahahah
Cieszę sie bardzo, ze juz wszyscy sa w komplecie, trzeba jak najszybciej zakrecic gdzies nóżką:-)


Przyjaciel, to ktos, kto wie o tobie wszystko i nie przestaje cie kochać...

środa, 27 sierpnia 2008

Laleczka ma dziś urodzinki!!!



Już 3 latka ma mój skarbus! Ale ten czas leci!
Obudzilimy ją z Nelkiem delikatnym 100 lat! Jak zobaczyla prezent (rózowego laptopa) to nie chciala isc do przedszkola! Ala ją przekonalam, wystroilam w piekną suknię i pojechalysmy! Dzieci pieknie udekorowaly sale na jej swieto i zaspiewaly jej norweskie 100 lat na wejscie:) Lala znow robila podkówkę, jak wychodzilam. Obiecala mi, ze nie bedzie plakac ale widze, jak jeszcze jest smutna... Serce mi pęka. Do tej pory bylysmy nierozlaczne, cięzko nam sie ze soba rozstawac i kazdego dnia czekam, kiedy bede mogla juz po nią pojechać. Wiem, ze ona tez na mnie czeka, dlatego zawsze jestem za wczesnie. Dzis Hanne Marte prosila, aby odebrac LALE pozniej niz zwykle, bo popoludniu beda swietowac jej urodzinki. Beda lody, ciastka, chrupki:-)
Fajne to jej przedszkole:-)

ps. Dzis zaczepila mnie dyrektorka i zapytala... czy nie chcialabym z nimi pracowac:)
tfu tfu tfu, zeby nie zapeszyc... Ale fajnie by bylo!!!

Po poludniu mamy bal w domku... Przyjdzie Dawidek, Adrian, Julcia, Bardia, Martynka, Piotrus i Wiktorek. I nasza kochana Paulinka przylatuje specjalnie dla Lali!!! Zmykam piec ciasta;-)



Milosc zaczyna sie wtedy, gdy szczęcie drugiego czlowieka staje sie ważniejsze, niz Twoje...

Imprezka w Landmarku!

Zapomnialam, w sobote mielismy ipreze w Landmarku dla Stein Inge i Silie, który odchodzą z Kunsthallen. (Stein Inge tylko oddal szefowanie w Landmarku i zająl czym innym w galerii) Bylo zajebiscie!!! Na poczatek beczki piwa i wina do pysznego jedzonka (kazdy przyniosl cos pysznego, stoly sie uginaly) Moja ryba po grecku i ciasto z makiem byly przebojem, choc norwegowie nieco obawiali sie sprobowac opium buhahahah... Pozniej oblęzenie baru (każdy stawial kazdemu to co mu akurat przyszlo do glowy hehe) Ja uczylam ich pic żubróweczkę of course, z ogoreczkiem i kroplą soku jablkowego... Tom wybral beherowkę, Henrik imbirówke popijaną dla odmiany drinkiem (wow!!!) Lene aquavit itd itd takze nietrudno sobie wyobrazic, jaka po chwili mielismy faze... W miedzyczasie przewijaly sie przesmieszne konkursy... Najbardziej podobalo mi sie, jak w kilkuosobowych grupach mielismy zaspiewac "Jolene" Doly Parton

Nigdy wczesniej tego nie slyszalam... To naprawde piekny kawalek...
http://applejack.wrzuta.pl/film/9XoULYDVzN/jolene_-_dolly_parton


Dostalismy scene z profesjonalnym oswietlenie, naglosnieniem i instrumentami do dyspozycji... Bawilismy sie zajebiscie!
Wygrala druzyna Toma, ktora zmienila slowa odpowiednio do sytuacji i przygotowali inscenizacje slowno muzyczna w iscie thillerowej scenerii. Nagrodą bylo... obrzydliwie slodkie peach three do bólu bleeeeeeee Byli bardzo dzielni i żlopali ostro... ciekawa jestem, kto pierwszy puscil pawia hahahah Jaka ja im bylam wdzieczna, ze to oni wygrali!!!
Okolo 3 zadzwonilam po Krzysia bo czulam sie jak lotniskowiec, reszta wiary bawila sie do 6!!!
To jest ekipa!
Ciesze sie, ze tam trafilam, fajnie sie pracuje z tak pozytywnie zakręconymi ludzmi.

czwartek, 21 sierpnia 2008

Mój przedszkolaczek!!!


Moja księżniczka chodzi do przedszkola!!!
Sama w to nie wierzę ale to prawda:-) Przedszkole ma cudowne, Panie-ciocie cieple, mądre i w ogóle rewelacyjne... Od piewszego dnia uczą się pilnie polskiego, żeby na początku dogadywac się z Lalą:-)
W piątek bylysmy pierwszy dzien, tylko na 2 godzinki i caly czas razem, zeby Lala sie oswoila a ja zobaczyla jak wyglada dzien w przedszkolu. Drugiego dnia Lala zostala na godzinke sama, jednak byla bardzo smutna i przyjechalam po nia. Trzeciego dnia pamietala dzien poprzedni i nie wypuscila mnie w ogóle, wiec spedzilam w lesie z gromadką 22 dzieci caly dzien:-) za to w srodę wbiegla rano do sali a mnie kazala isc do pracy heh... Te kilka godzin lazilam po domu jak oblakana, nie moglam sobie znalezc miejsca. Gdy po nią pojechalam, zastalam ją przeszczęsliwą na placu zabaw!!! Kamien spadl mi z serca a jej zachwycona buzia się nie zamykala. Na dowidzenia ukochala nawet swoje Panie:)
Za to dzis chyba sie nie wyspala, a my (odwiozlam ja z Kamilą) przeciągalysmy pozegnanie, bo dzieciaczki mialy bardzo fajne zajecia i Lala się rozplakala, jak powiedzialam, ze musze isc:-( Hanna Marta powiedziala, zebym sie nie martwila, ona zajmie się Lalą. Wstalam wiec, i nie ogladajac sie za siebie wyszlam... I to bylo najgorsze pięć metrów w moim życiu. Serce mi sie rozdzieralo bo za sobą slyszalam placz mojego skarba. Jeszcze nigdy nie czulam takiego żalu, mialam wrazenie, ze padne zanim dotre do drzwi. Jak robot zeszlam na dól i stalam dluzsza chwile kompletnie zamorczona. Po chwili dotarlo do mnie, ze jej placz ucichl, mimo to czulam sie strasznie i dlugo trwalo, zanim sie pozbieralam. Dopiero po telefonie z przedszkola, że juz zupelnie sie uspokoila zlapalam glębszy oddech. I żeby zagluszyc wyrzuty sumienia kupilam jej 2 torby ciuchów, zabawek i slodyczy... Popoludniu, jak po nią przyjechalam siedziala zadowolona kolo Pani i wcinala owoce:-)
Mimo wszystko nigdy nie zapomnę tego dnia...
Już zaczelam miec watpliwosci. Czy nie jest za malutka, czy nie lepiej jej ze mna w domu... Z drugiej strony widzialam, jak dzieciaki tam czują się swietnie. Jakie mają fantastyczne gry i zabawy, codzienne wycieczki na 4 godziny w góry!!! Cóż ja jej moge zaoferowac w domu, szczególnie jesienia i zimą. Widze, ze po tych kilku dniach coraz wiecej opowiada o przedszkolu, podoba jej sie i chce tam wracać. A w dodatku podsluchalam dzis, jak podczas zabawy z Kornelem nagle zaczęla wolac go po norwesku!!! Krzysiek spytal ja co to znaczy a ona na to: tak dzieci w moim przedszkolu mnie wolają:-D
Pękam z dumy!!!

niedziela, 10 sierpnia 2008

cd... wesoło było:-)











Polska imprezka w Bergen!!!



Dawno tu nic nie pisalam, ale bylam baaaardzo zajęta... Przygotowywalismy polską imprezę w Landmarku... Pracy bylo baaardzo duzo... Wyslalam setki zaproszeń, przygotowalam prezentację o naszym kraju, 3 dni i 2 noce stalam przy garach ale bylo warto! Mimo wielu wątpliwosci wszystko wypalilo rewelacyjnie!!! Udalo nam się zdobyć niemożliwe do zdobycia skladniki, byl więc i bigos i ogórki kiszone, swojska szynka, krakowska, mysliwska, smalczyk, sernik i mnóstwo innych pysznosci! Daniel zaopatrzyl bar w żubróweczke (którą dopingowal nas przy garach;)
Przyszlo ponad 100 osób. Zaczęlimy projekcją "MISIA", później wyzerka i szalenstwo przy polskiej muzyce. W międzyczasie karaoke dla chętnych i quizy o Polsce dla Norwegów! Mielismy sponsora, więc nagrody niebylejakie (telefoniki LG) Nikogo nie trzeba bylo namawiać! Po kilku piwach na przemian z żubrówką mialam zajebisty humor i parcie na szklo hihihi Dorwalam sie do mikrofonu i klepalam trzy po trzy non stop
;-) Bar byl zreszta oblegany caly czas, więc bardzo szybko wszyscy mieli nastrój mocno zabawowy i rozpoczęlo sie szaleństwo jak na najlepszym polskim weselu.
A jak Pawel puscil "Jedzie pociąg" Rynkowskiego wszyscy jak jeden mąż doczepili się do lokomotywy (Sylwusi) Norwegowie, którzy nie zdążyli się doczepić mieli dzioby nieźle otwarte ze zdziwienia! Wszyscy, z którymi później rozmawialam stwierdzili, ze w zyciu nie widzieli taaakiej imprezy! Odebralam mnóstwo podziękowań i gratulacji, dowiedzialam się, że bylam królowa tej nocy... to bardzo mile:-) Nie wiem czy to za sprawa piwa, szampanskiego humoru czy nowej kiecki ale czulam sie fantastycznie! A moze to mój Krzys (stal na bramce w tę noc) pozwolil mi się tak poczuc bo wodzil za mną zachwyconym wzrokiem ... Powinien zawsze tak na mnie patrzeć... to dodaje skrzydel.
Podsumowujac - mimo wszelkich obaw wszystko udalo sie kapitalnie! Mam nadzieje, ze bedziemy mogli wkrotce to powtorzyc!

wtorek, 22 lipca 2008

Urodzinki Kornelka!!!


Mój synek skończyl 9 lat!!! Jestem w szoku, tak niedawno go urodzilam... Kupilam mu super auto sterowane radiem, osiąga podobno 160km/h. Wszyscy mielismy niezla zabawe;)
Na piątek zaprosil cala klase, ciekawa jestem, ile dzieci przyjdzie. Są wakacje i pewnie sporo jest w rozjazdach ale mam nadzieję, że uzbiera się fajna grupka i Kornelek będzie szczęsliwy!

niedziela, 20 lipca 2008

Niedziela cudów:-)



Dzis mielismy dzien pelen wrazen... Od rana plazowalismy nad jeziorem. Rozlozylismy sie z wielkim zarciem, lowilismy rybki w siatkę na motyle, dzieci sie pluskaly a my byczylismy. Krzysiu chyba przytyl, bo lezak nie wytrzymal i rozlecial sie na kilka kawalków, z czego pól plaży sikalo ze smiechu:-) Po plażowaniu szybki prysznic i ruszylismy na miasto. Po spacerku wkręcilismy się jako personel na obiadek do Egona i za pól darmo najedlismy jak bąki. Poprawilismy lodami i ruszylismy na zamek. Mimo rosy tarzalysmy sie w trawie jak dzieci, zdjęcia wyszly rewelacyjne:-) O 22.00 stwierdzilysmy, ze trzebaby się dobić przed snem, odstawilysmy Krzysia z dziećmi do domku i we trzy (ja, Kamilka i Olcia) wybralysmy sie do aborettum. Nastawilysmy sie na cudowną sesję, szczesliwe, ze Krzysiu - zagorzaly przeciwnik zdjęć, zostal w domu... niestety nie zabralam drugiej baterii do aparatu:-( A trafilysmy do takich miejsc, że piszczalysmy z zachwytu... Pogoda byla cudna, ptaki swiergotaly na kilka glosów, caly park dla nas... Najpierw cudna tęcza, później zachwycający zachód slońca... Siedzialysmy na pomoscie w parku japonskim prawie do pólnocy, dopiero gdy się naprawdę sciemnio i z lasu dobiegaly dziwne dzwieki przyszpieszylysmy kroku i zwialysmy do auta. To byl cudny dzień... Po raz kolejny przekonalam się, że mieszkam w najpiękniejszym miescie swiata...
Ja to jestem prawdziwą szczęsciarą!!!
We wrzesniu przylatuje Ilonka z mężem. Baaardzo się cieszę, to taka dobra iskierka...

środa, 16 lipca 2008

Odleciała:-(

Dzis odwiozlam Lusie na lotnisko:-( Tydzień zlecial niewiadomo kiedy, za szybko... jak zwykle:-( Chcialabym miec tu ją na zawsze ale ona nie ma odwagi aż tak namieszac w swoim zyciu.
Jestesmy takie rozne a tak bardzo sobie bliskie, ledwo oderwala sie od ziemi, ja juz tesknilam. Spedzilysmy fajny czas... na baletach, spacerach, zakupach, plazowaniu, plotkowaniu i piwkowaniu. W piątek odwiedzili nas starzy, dobrzy znajomi. Koleżanka z dziecmi ze Szczecina i kolega z Alesund. Chlopcy zostali z dziecmi a my się wyrwalysmy na miasto. Lusia miala zajebisty humor po bacardi, szla jak burza przez miasto (efekt: dziura w nodze i spodniach) zaczepiala nieznajomych, tanczyla na ulicy i byla totalnie wyluzowana. Tylko wysokie obcasy co chwilę unieruchamialy ją, gdy blokowaly sie między kostkami brukowymi hihi. Nie zauważyla nawet, ze bluzke miala na lewa stronę i wszystkie metki jej sterczaly:-D
Pierwszy raz to ja ją, a nie ona mnie, pilnowalam na baletach. Trafilysmy do Engelen, weszlysmy za "umiech" i bawilysmy sie suuuuper! Nowe Engelen ma super burdelowy klimat, muzyka jak zwykle porywająca, nowi-żonglujący barmani, ogólnie to znów mój ulobiony lokal w Bergen... I Lusi też.
Mam nadzieję, że niedlugo znów tam zakręcimy nóżką...

piątek, 11 lipca 2008

Lusia i Ola przyleciały!!!

W srodę przyleciala moja Lusia i Ola hurrrrrrrra!!! Co prawda pierwsze 2 dni pracowałam do 2 w nocy ale Lusia dzielnie mi towarzyszyla spijając piwko pod drzewkiem:-) Dzis dobije do nas Wiolka i Rafal z dzieciaczkami, spijemy chlopaków i zwiejemy cichaczem na balety... Nosi mnie, dawno nie kręcilam nóżką;-)

piątek, 4 lipca 2008

Kornel Wrócił!!!




Mój mały synek nareszcie wrócił!!! Brudny niesamowicie (cyt.: zęby Pani kazała myć tylko na wieczór a kąpałem się przecież we fjordzie!!! Prysznic brałem tylko przed dyskoteką hihi) ale bardzo szczęśliwy! Od wejścia buzia mu się nie zamyka, wygląda na to, że świetnie się bawił. Wczoraj po dyskotece każdy dostał tytuł, on został obozowym archeologiem:) Na wielki powrót przygotowałyśmy mu niespodziankę: prezenty, transparenty, balony, tort, ptysie, owoce i oranżada:) Najedliśmy się jak bąki, teraz Nelek moczy się w wannie, jeszcze tylko obetnę mu pazury i będzie jak nowy:-)
ufff nie wiem, jak przeżyłam ostatnie 11 dni...

środa, 2 lipca 2008

Bułgaria 2008


Na przełomie maja i czerwca byliśmy tydzień w Bułgarii. Bardzo pozytywnie zaskoczył mnie ten kraj... Czysto, ładnie, ciepło, tanio... Przepiękne plaże, pyszne jedzonko, rewelacyjne wino i zajebiste piwko Zagórka:-) Ludzie zdynsansowani ale sympatyczni i pomocni (z małymi wyjątkami hihihi) Często zawiewa tam znajomym ustrojem z dzieciństwa:-) W jednej knajpce na trasie zwiedzania chciałam odpocząc i napić się piwka. Dzieci wcześniej piły soczki, Krzysiek nie chciał pić piwa na słońcu (dziwny jakiś) więc zamówiła jedno dla mnie a barmanka... nas wygoniła krzycząc: szto? cietyre cieławieka - adna zagorka? Won!!! Wychodziliśmy wpół zgięci ze śmiechu krzycząc na dzieci, że nie zamówiły piwa!!!
W dni wolne od zwiedzania dzieci szczęśliwe szalały w basenie, aquaparku i na plaży, Krzyś zasypiał gdy tylko znalazł oparcie pod głowę, ogólnie wypoczynek bardzo udany choć przed sezonem było dla mnie zbyt spokojnie... Zwiedziliśmy Nesseber (cuuudy) i Sozopol (też uroczy) i tam więcej się działo, wyobrażam sobie, jakie tłumy są tam teraz. Za to Primorsko, w którym był nasz hotel jeszcze spało... Knajpy dopiero szykowały się na otwarcie, dyskoteki puste, za to plaże całe dla nas:-) Kto mnie zna wie, że mam pierdolca na punkcie Egiptu (nieuleczalna egiptus chronicus) między innymi dlatego, że tam jest sezon zawsze, miasta tętnią życiem dzień i noc i nie ma szans na wypoczynek. To właśnie kocham i tęsknię bardzo. Mam nadzieję, że na jesień znów tam będę...

Lato!!!


W końcu zawitało lato do Bergen. Wpadło z impetem, nagle temperatura przekroczyła 30 kresek!!! Jest cudnie, nareszcie mogłam wyciągnąć moje nowe, śliczne leżaczki i byczyć się w ogródku:-)

Daniel wezwał mnie na 18 do pracy, dziś koncert Liars, pewnie będzie młyn w środku. Mnie szczęśliwie przypadł ogródek letni, więc będę się relaksować na słoneczku.
Już pojutrze wraca mój synek.

Kocham Cię życie!!!
PS pisane 3 dni później.
Dupa sałata, słoneczko przygnało takie tłumy, że się specjalnie nie relaksowałam... Miałam ostry kocioł do 1 w nocy ale było fajnie. Na następny dzień Daniel ganiał za mną i pytał co zrobiłam z tygodniowym zapasem piwa:-) Wieczorem przeżył kolejny szok bo znów grzało ostro i znów pobiłam rekord :-) Wszyscy zgodnie twierdzą, że mamy najpiękniejszy punkt w Bergen, to prawdziwa kopalnia złota ale z norweską mentalnością nie zrobią tam kariery... Chyba, że posłuchają rad, które z uporem maniaka tłukę im do głowy od kilu dni. Mam mnóstwo pomysłów tylko trzeba zmienić drastycznie ich tok myślenia. Daniel patrzy na mnie lekko zszokowany ale głową kiwa twierdząco! Jest nadzieja!!!
Dziś mam wolne, szkoda! Lubię tą pracę i to uczucie zmęczenia po:-) Im większy ruch, tym bardziej czuję się jak ryba w wodzie.
Choć bardzo przyda mi się przespać ciągiem choć 5 godzinek aaaaaaa...

wtorek, 1 lipca 2008

Jak groszek z marchewką...







Ostatnie dwa lata byłam dagmammą Dawidka. Przesłodki skrabek szybko zdobył serca wszystkich ale przede wszystkim moje i Laili. Bawili się razem, zasypiali, jedli, tulili, uczyli mówić, siusiać na nocnik (Groszkowi poszło o wiele lepiej!) Spędzali razem wiele godzin dziennie i bardzo się zżyli. Jak groszek z marchewką.


Jego mama mówi, ze zdaza mu sie łobuzowac. Ja (głupi ma zawsze szczęście) nigdy nie miałam okazji się o tym przekonać. Dadiś zawsze był kochaniutki a do tego rozbrajał mnie uśmiechem. Poznaliśmy się w Stor Center gdy Groszek i Marchewka byli jeszcze w brzuszkach! Kornel zaczepił Sylwunię, bo usłyszał, że mówi po polsku! Jestem mu za to bardzo wdzięczna:-)


Po wakacjach Groszek idzie do przedszkola. Będę ucił pisać i citać - mówi:-)


kochany...


Sztuka wychowywania dzieci...


Mimo, że nie urlopujemy, prawie wszyscy przyjaciele wyjechali a pogoda w Bergen typowo bergeńska (fuck!) jest całkiem fajnie. Zgodziłam się wziąć mnóstwo pracy w sezonie, więc:
1. szlifuję norweski
2. zarabiam na następny urlop (jak dobrze pójdzie to w sierpniu i na pewno we wrześniu)
3. poznaję fajnych ludzi
Nie zlicze wszystkich zalet ale to chyba moja najlepsza praca:-) mimo, że stanowisk zaliczyłam tam już mnóstwo i żadne z nich nie było bynajmniej imponujące bądź twórcze. Landmark ma jednak klasę, ludzie w nim są wyjątkowi, atmosfera rewelacyjna, imprezy conajmniej oryginalne. Dodatkowo siostrzana galeria sztuki wynajduje mi coraz to nowe zajęcia... W tym tygodniu dostałam propozycję pracy w kasie galerii, muszę to dopasować do mojego grafiku bo wciąż pracuję jako dagmamma:-) Miałam zakończyć karierę opiekunki z wyjazdem mojego Groszka na wakacje ale przedszkole Julci zamknęli i przez 3 tygodnie będzie do nas przychodziła. Lala jest wniebowzięta a i ja się cieszę, bo Julcia to najgrzeczniejsza dziewczynka jaką znam! Nie mam pojęcia jak się wychowuje takie dzieci ale jej rodzice powinni zostać jakoś specjalnie odznaczeni. Julcia nie pyskuje, nie ucieka, nie bije innych dzieci, nie zabiera zabawek, nie wchodzi na parapet, nie skacze z komody, na zakupach trzyma się wózka i nigdy się nie skarzy. Nie ma siniaków, guzów, jest ostrożna, posłuszna, ładnie je i do tego jest słodką przylepką, która potrafi tekstami rozbawić do łez. Moja córeczka tez jest słodką przylepką i potrafi tekstami rozbawić do łez... ale to wszystko co ma wspólnego z Julką. Z całą resztą jest dokładnie odwrotnie! Mały kaskader włazi wszędzie, ucieka zawsze i broi niesamowicie, ale mam nadzieję, że kiedyś jej to minie. Zresztą z każdym dniem jest chyba rozumniejsza i grzeczniejsza. Od kilku dni jest u nas Kamilka i muszę przyznać, że Laila bardzo się stara.Kama poświęca jej mnóstwo czasu, razem malują, bawią się i Lala jest przeszczęsliwa:-) Tego trzeba właśnie moim dzieciom... W Polsce babcie i ciocie były na miejscu, gdy Kornel się urodził. Był najmłodszym dzieckiem w rodzinie, uwielbianym i rozpieszczanym przez wszystkich. Moja kochana babcia przybiegała codziennie... a to upiekła mu placuszki, a to ugotowała zupkę. Ciocia Krysia zawsze miała kinder jajo, lizaka, jabłka w koszulkach a nawet ulubione kiełbaski:-) Ciocia Basia wyganiała nas z domu, żeby tylko móc go pilnować (a on robił na złość i przesypiał kilka godzin) hihi, Lusi mogłam podrzucić go w każdej chwili i wiedziałam, że jest mu tam dobrze a tu... w Norwegii ich dzieciństwo jest z tego ograbione. Rodzice to rodzice, nasza miłość jest jakby z urzędu, wrodzona i bezwarunkowa. Milosc innych muszą sobie zaskarbić (to nieskromne ale moim łobuziakom to przychodzi z uroczą łatwością)

Kornelek


Jest lipiec 2008, wakacje!!!
My co prawda nie wakacjujuemy, bo byliśmy niedawno w Bułgarii i jest sporo do nadrobienia ale Kornel jest na swoim pierwszym obozie, więc od tygodnia mam sraczkę;) Opiekunka prosiła, żeby dzwonić tylko w pilnych sprawach ale ja oczywiście nie wytrzymałam (A tam nie wytrzymałam! Własnie, że wytrzymałam i to całe 2 dni a wcale nie było łatwo) Trzeciego dnia zadzwoniłam i dowiedziałam się , że moje dziecię bawi się cudownie i właściwie zapomiało o rodzicach! Trochę mnie to uspokoiło ale w niedzielę Nelek zadzwonił sam (w sobotę dzieciom przysługują słodycze a w niedzielę telefon do rodzicow hehe) i mimo, że zaczął opowiadać bardzo entuzjastycznie, słyszałam, że z każdym słowe głos mu się bardziej zmienia aż w końcu powiedział... mamuś przyjedź po mnie, ja tu już dłużej bez was nie wytrzymam. On jest bardzo wrazliwy.

Pokłócił się z Piotrusiem, stłukł kolano. To wystarczyło, więc kiedy usłyszał mój drżący głos... zapomniał o przygodach jakie przezyl przez ostatnie dni i zapragnął być z nami w domu.

Dałam znać opiekunce i zaczęlam szykować się do drogi. Przed wyjazdem zresztą powiedziałam mu, że jeżeli cokolwiek mu się nie spodoba, natychmiast po niego przyjadę. Po chwili dostałam wiadomość. Kornel po przeczytaniu planu zajęć na cały tydzień zmienił zdanie, pogodził się z Piotrusiem i wcale nie ma zamiaru wracać wcześniej do domu. Opiekunka zapewniała mnie, ze jest bardzo szczesliwy i bawi sie swietnie. Żałuję, ze nie zapisałam go na tygodniowy wyjazd, 11 dni to strasznie dlugo dla nas wszystkich. Na szczescie do piatku zostaly tylko 2 dni. To wciąż mój mały synek i bardzo chciałabym go już przytulić...


to i ja zacznę bloggować:-)

Wszyscy bloggują, więc i jak się dam wciągnąć... Po kiego grzyba mam na starość żałować? Być może to uratuje moje wspomnienia jak dopadnie mnie sklerozaa albo amnezja:-)
Nie wiem na ile mój słomiany zapał pozwoli mi to kontynuować ale postaram się przynajmniej raz na jakiś czas coś kliknąć...