wtorek, 26 maja 2009

Przyjaciele???

Jakieś dwadzieściaparę lat temu mama uprzedzała mnie, iż kończąc pewien etap w życiu, kończymy też przyjaźnie związane z tym etapem. I że to jest niby najnormalniejsza kolej rzeczy.
I wszystko się wtedy we mnie buntowało. I krzyczało! No bo jak to? Dlaczego?
A dziś już nawet nie pamiętam twarzy najlepszej przyjaciółki z pierwszej klasy:-(
Za to pamiętam Magdalenę z zaledwie dwutygodniowej kolonii, która tyle wniosła do mojego życia i z którą rozumiałam się bez słów... Ale kontakt urwał się nam wiele lat temu:(
Z Anetą też widzimy się raz na ruski rok a przecież miałyśmy zawsze i wszystko razem... I z ludźmi ze szkół i z drużyny harcerskiej... i "szaloną ekipą" z Egiptu tez kontakt zanika, bo rozjechaliśmy się po świecie (Aga w stanach, Maja w Niemczech, ja tu... ciekawe co u Pawełka? Mam nadzieje, ze ulozylo mu sie we Włoszech)
I mimo, że grono przyjaciół co rok się powiększa a najblizsi sercu są zawsze przy mnie, to jednak za kazdym razem mi żal.
I wcale nie jest tak, że dla mnie jest to najnormalniejsza rzecz na świecie i zawsze bardzo mocno przeżywam, jak mój przyjaciel znika. Szczególnie jak znika bez słowa.
Tak jak teraz...

http://www.youtube.com/watch?v=9FsMmiv3dBs

sobota, 16 maja 2009

Cypr - wyspa miłości






Wczoraj wróciliśmy z Cypru:-)
Jak zwykle tydzień to za mało, zleciało nie wiadomo kiedy. Ale wypoczęliśmy doskonale.
Wyspa urocza, klimat niesamowity, można powiedzieć "love is in the air"
Miasteczko Ayia Napa moooocno imprezowe. Tętni życiem od rana do rana. Dyskoteki, kluby, knajpki... czyli to co tygryski lubią najbardziej:-) Drinki i piwo serwują nawet w pięciolitrowych michach hihihi Warto wrócić tam ze zwariowaną ekipą (traktujcie to jak wyzwanie przyjaciele:)) Co noc przed zaśnięciem słyszeliśmy wrzaski z conajmniej czterech knajp z karaoke:-) Ale nam to absolutnie w NICZYM nie przeszkadzało.
Zwiedziliśmy kilka uroczych miejscowości, niesamowite wioski w górach troodos, piękne kościoły i klasztory. Rozkoszowaliśmy się codzień pysznościami cypryjskiej kuchni, świetnym winem i piwem. Słońcem i ciepłym morzem. I sobą nawzajem.
Dzieci nasze były podejrzanie grzeczne przez calutki tydzień, pierwszy raz nie dały popalić na urlopie, wręcz zachwycały wszystkich wokoło, przeuroczo ciesząc się z każdej, najmniejszej nawet przyjemności. Mój marudny zazwyczaj mąż też wyjątkowo nie narzekał (zbyt wiele hihi... ) Zachwycał się niezwykłą urodą młodziutkich cypryjek i "ekskluzywnych" rosjanek:-)
Wszyscy wyciszyliśmy się i naprawdę zrelaksowaliśmy.
Podsumowując, naprawdę bawiliśmy się cudnie i długo będziemy z uśmiechem wspominać ten wyjazd.

sobota, 2 maja 2009

ranne ptaszki:)

Moja rodzinka dziś zwariowała. Wolny dzień a my od 7.00 na nogach i w ogóle spać się nie chce. Ja pędzę na 10.00 do pracy i obawiam się, ze kryzys mnie prędzej czy poźniej dopadnie, bo głowa boooli od wódki z sokiem porzeczkowym:-)
Niespodziewana, sympatyczna imprezka się wczoraj zrodziła. My, Justa, Darek, Jacek i mr Faza:) Oblaliśmy zdrowo Święto Pracy. I podjedliśmy też.
Mr Faza miał orgazm po moim ceviche hihihi