czwartek, 19 listopada 2009

Tęsknię...

Dziś przeglądałam zdjęcia do wywołania, bo miałam dwuletnie zaległości i trafiłam na te z Egiptu. I dopadło mnie znów. Ci, którzy mnie znają, wiedzą, że od wielu lat choruję na Egyptus Chronicus a to choroba bez wątpienia nieuleczalna;) Już rok upłynął od ostatniego wyjazdu i wiem, że to szczyt możliwości mojej cierpliwości. Znów chcę zaciągnąć się Tym powietrzem... Chcę, by śpiew muezina budził mnie o świcie... Chcę znów tłuc się autokarem całą noc, by spojrzeć na ponadczasowe piramidy. Chcę zedrzeć kolejne sandały łażąc godzinami bez celu po bazarze, targować się i kupować tandetne badziewie... Chcę pić Stellę w Cacao i tańczyć do rana w Ministry of Sound... I czekać w niepewności na wschód słońca na plaży, tak jakby wcale nie był oczywisty... A potem cieszyć się jak dziecko i skakać przez fale... Chcę godzinami rozmawiać z nieznajomymi i podglądać ich życie... Chcę znów przeżyć nieopisany zachwyt, podglądając zaczarowany świat morza Czerwonego... A potem zamówić szklankę soku z limonki w najobskurniejszej kanciapie, mając głeboko w dupie zagrożenie "zemstą faraona"... Chcę słodko "nicnierobić" przy sziszy jabłkowej... Chcę...
To świat, w którym czuję się doskonale. Czas tam ma inny wymiar. Powietrze ma inny zapach. Ja tam jestem inną osobą.

Muszę wyjechać chociaż na kilka dni, mąż dał mi nawet pozwolenie:)
Szukam desperata do towarzystwa!!!

środa, 4 listopada 2009

Urodziny!!!

Dziś kończę 34 lata. Ufff zleciało... Odczułam nawet swego rodzaju ulgę, jakoś niebałdzo czułam się jako 33 latka.
Na szczęście nie dopada mnie kryzys wieku średniego, wciąż czuję się zbyt młoda i nie za mądra, żeby dorosnąć;)
W pekolu dostałam koronę (jak każdy, szanujący się przedszkolak świętujący urodzinki), tort z marchewkowych mufinków i pięknego anioła od Susanny:) z życzeniami:
Dla wyjątkowego anioła o cudownym sercu...
Ona jest niesamowita! Cieszę się, że takich ludzi spotykam na mojej drodze...

niedziela, 1 listopada 2009

Zostaję w pekolu:-D



Dostałam 50% etatu w przedszkolu. Dokładnie tak, jak po cichu marzyłam. Zrezygnowałam z pełnego wymiaru, bo to plus Landmark mnie przerastało. Kompletnie na nic nie miałam czasu. Zero własnego życia a przecież nasza sytuacja finansowa absolutnie tego nie wymaga.


Nie chcę zupełnie obijać się w domu, tęskniłabym za grupą moich maluszków, gdybym zrezygnowała zupełnie. Rozpieszczam je bardzo, czasem mam wyrzuty sumienia, że moim własnym dzieciom nie poświęcam tyle czasu, nie czytam takiej sterty bajek dziennie i nie robimy babek z piasku. Bo gdy wracam o 17.00, niewiele czasu mamy tylko dla siebie. Teraz to nadrobimy, 2-3 razy w tygodniu do przedszkola na krótszą zmianę a potem cała dla moich skarbów. Nie chcę przegapić nieczego w ich życiu, wszystko zmienia się jak w kalejdoskopie. Lala mówi już rewelacyjnie po norwesku, nie mogę się do tego przyzwyczaić:-) Wyrasta na śliczną i mądrą dziewczynkę i ma bardzo silny charakter. Jest przesłodkim cwaniaczkiem i ma całą rodzinkę owiniętą wokół paluszka. Szczególnie tatusia;-) Juz teraz wykorzystuje swój urok na zakupach, strach pomyśleć, co będzie za 12 lat:D Mam nadzieję, że Krzysiek już odkłada zaskurniaki hihi


Kornelek ostatnio bardzo się zmienił. Dalej jest bardzo wrażliwy, ale spoważniał, wyciszył się i jest taaaaki przystojny! Nawiązuje pierwsze poważne przyjaźnie, zaczynają podobać mu się dziewczyny. Poprosił nawet jedną ostatnio do tańca, jak był na swojej pierwszej dyskotece. I opowiedział mi o tym. Mam nadzieję, że zawsze będziemy mieli doskonały kontakt i będzie mi się chętnie zwierzał ze wszystkiego (oczywiście nie o wszystkim napiszę na blogu)


Zawsze chciałam mieć dzieci, byłam pewna, że to cudowne i niesamowite, nie spodziewałam się jednak, że aż tak. Patrzę teraz na moich łobuzów wcinających owsiankę i nie mogę się nacieszyć. I pękam z dumy!!! Choć szczerze mówiąc myślałam, że wychowanie ich jest dużo łatwiejsze. I to nie kwestia trudnych dzieci, ale zbyt małych wymagań od samego siebie. Już wiem, jakie będzie moje postanowienie noworoczne:)

czwartek, 29 października 2009

Kotek Kropek:-)

Od 20 minut mamy nowego członka rodziny:) On ciekawie zagląda w każdy kąt a my wpatrujemy się, jak w obrazek. Już zdobył nasze serca. Kornel szaleje z radości, Laila otworzyła jedno oko, popatrzyła i zasnęla dalej:-D Mam nadzieję, że będzie mu u nas dobrze:)

poniedziałek, 19 października 2009

Nietypowy prezent...


...dziś dostałam. Bardzo miły i symboliczny dla mnie. Koleżanka z przedszkola, Susanna z Danii (przesympatyczna i bardzo ciepła dziewczyna w moim wieku) przyniosła mi dziś... dwie pary grubych, wełnianych skarpet. Z prawdziwej, owczej wełny. Robiła zakupy i pomyślała, żeby zrobić mi niespodziankę. Ot tak, bez okazji i zobowiązań.
Kto siedział pół mroźnego dnia w piaskownicy ten wie, jak cholernie marzną stopy.
Kurcze, jak ja się ucieszyłam:-)

środa, 14 października 2009

Priceless cd.:-)












- Nowa kiecka: 130zł
- Majty wyszczuplające: 125zł
- Tipsy: 100zł
- Makijaż 70zł
Usłyszeć od męża:
No... kurwa! Będą z ciebie ludzie...
Bezcenne!!!




A tak na serio, bezcenne było wzruszyć się z Justą w kościele, podczas ich przysięgi.

I szaleć do 5 nad ranem na przecudnym weselichu.

I potem w pokoju hotelowym do utraty sił i jeszcze trochę:-)

heh... nasza noc poślubna się chowa:-&

czwartek, 17 września 2009

Foen!!!

Popieprzony dzień. Dobrze, że już się kończy.
Rektor ze szkoły Kornela nie wyraził zgody na jego wyjazd do Polski we wtorek!!! To jakiś żart chyba. Bilety zabukowane, wszyscy się cieszą na wyjazd a tu taki klops. Idę jutro się kłócić, tak nie może być.
Na pocieszenie dostałam mandat za parkowanie, okrągłe pięć stówek. I pokłóciłam się z Krzyśkiem. Dzień przed piątą rocznicą ślubu. Nienawidzę rocznic. Jeszcze nie mieliśmy normalnej:(

sobota, 29 sierpnia 2009

Turcja 2009










































Wróciliśmy i od razu wpadłam w wir pracy, dlatego blog jest taki zaniedbany:-(
Było naprawdę cudownie. Słoneczko, cieplutkie morze... widoki bajeczne. Poszaleliśmy na raftingu, zwiedziliśmy niesamowite Pammukale i historyczne Hierapolis. Trochę się przeforsowałam (jak to ja) drałując dziennie kilkanaście kilometrów, coby niczego nie przegapić i mój organizm lekko zaniemógł. Wywaliła mi żyła pod kolanem, przez co kulałam i nie spałam w nocy i na domiar złego dopadło mnie przeziębienie. Na szczęście niezbyt poważne i wygrzewanie na leżaczku pomogło a przy tym dorobiłam się całkiem ładnej opalenizny:-) Dzieci trochę dokazywały, za to Krzysiu zachowywał się wzorowo. Romantyczny i... napalony jakbyśmy się dopiero poznali:-) Czwarte urodzinki Lali przypadły właśnie w Turcji. Obsługa hotelu przygotowała jej niespodziankę. Nasz stół był przybrany płatkami róż, grajek zagrał jej Happy Birthday a kelnerzy tańcząc i śpiewając wnieśli torta i mnóstwo sztucznych ogni:-) Laila była zszokowana a ja chciałam wszystko uwiecznić na filmie. Trochę się zagapiłam i w pełnym makijażu, sukience i lokach wylądowałam... w basenie. Na szczęście aparat trzymałam z wrażenia nad głową i wiele nie ucierpiał, za to ja ze śmiechu nie mogłam się wygramolić. Wiara miała niezły ubaw! Pewnie myśleli, że jestem nawalona jak autobus a ja tego wieczora nic nie zdążyłam jeszcze wypić;) Diety nie odstawiłam (no, może niekoniecznie w kwestii drinków) i z tygodnia na tydzień jest mnie coraz mniej:-) Właśnie minęłam półmetek odchudzania i większość ciuchów wisi mi na tyłku. Jeszcze nigdy nie byłam tak konsekwentna!
W przedszkolu idzie mi coraz lepiej, prowadzę już sama zajęcia z dziećmi. Język też jakoś łatwiej wpada do głowy, jak się go osłucham ze wszystkich stron. Dzieci w mojej grupie są wyjątkowe (zauważyłam, że ja w moim życiu mam doczynienia tylko z wyjątkowymi dziećmi) Kochane, cudowne i śliczne. Nawet jak broją to tak uroczo, że nie sposób się gniewać. Myślę sobie czasem, że chętnie adoptowałabym całą grupę: Malutkiego Olivera, który już zresztą woła na mnie mama a którego najchętniej zjadłabym i za wygląd i w ogóle za całokształt. Przesłodkiego łobuziaka Josvę, który tak słodko mówi "unnskyld" jak go upominamy, mulatka Alexandra, który jest nowy i smuci się, jak mama go przyprowadza... pomaga tylko długie ze mną przytulanie. Półfrancuzkę Matildę, przesłodką truskaweczkę, która już po kilku dniach znajomości cieszyła się na mój widok i wyciągała rączki. Dunkę Maję, która jest kwintesencją słodyczy i z wyglądu i z głosiku. Zawsze uhahanego Daniela, obu białowłosych Johannesów, pędziwiatra Marcusa i najmłodszego Sean Lucasa. Wszystkie są mi niezmiernie bliskie i łapię się na tym, że myślę o nich po pracy. Kadra też jest niesamowita, atmosfera super, praca lekka i przyjemna tylko poza nią... nie mam w ogóle życia. Za długo pracowałam nieregularnie i ciężko mi się teraz przyzwyczaić. Codziennie ten sam scenariusz. Codziennie dres, zero makijażu. Rodzinka też cierpi, mało czasu mam dla dzieci, kładę się wcześniej, bo rano wstaję. Jak wracam, nie mam czasu na nic poza zakupami i gotowaniem. A w weekendy Landmark, bo nie umiem ich tak zostawić z dnia na dzień. Nie wiem jak długo tak dam radę. Na razie postanowiłam dać sprawom biec swoim torem, mam nadzieję, ze samo się wszystko wyklaruje. Jak zawsze.

czwartek, 13 sierpnia 2009

Priceless:-)



- Nowa wędka: 519kr
- Przeprawa promem na wyspę: 114kr
- 30-sto letni camping z dobudówką : 30 000kr
- Widoki po przebudzeniu - BEZCENNE;-)

teksty:)






Teksty, z których zaśmiewaliśmy się na wakacjach. Muszę zapisać, żeby pamiętać:-)






1. Teściu tańcząc ze mną warszawskiego: nogi masz za długie, cycki masz za wysoko, mam z tobą problemy!



2. Krzyśka wujek do babci (swojej matki, z renty której żyje): po co kurwa łazisz na te jagody do lasu, przewrócisz się, pierdolniesz i rentę strzeli chuj!



3. Cikut opowiadał scenkę z Czarnowca: w pomieszczeniu od 500 do 1000 much, Lucyna całą noc przez nie nie spała. Rano gospodarz pyta, czy się wyspała. Ona na to, że nie bardzo, bo te muchy. Na co Adam: Tereska, kto tu kurwa wpuścił te muchy???


Wróciliśmy!



























Było cudnie!!!
2 tygodnie ostrego imprezowania, dawno się tak nie uśmiałam i nie wyluzowałam. Dania mnie nie zachwyciła, płaska i nudna. Za to Legoland boski. Czułam się jak dziecko. 11 godzin zleciało jak z bata strzelił. Byliśmy też w ogromnym zoo połączonym sprytnie z placem zabaw. Planowaliśmy też Lalandię, ale jednogłośnie stwiedziliśmy, że lepiej dłużej pobyć w Polsce. W Policach byliśmy tylko przelotem, ale zdązyliśmy poimprezować z rodzinką i odwiedzić Panią Grażynkę (nic się nie zmieniła, ile ja bym dała za taką sąsiadkę, tu w Bergen)
Na Kaszubach zabawiliśmy dłużej, tyle się pozmieniało, jest naprawdę pięknie. Do tego Krzysia rodzinka... Zaczynają bal jak tylko otworzą oczy i kończą nad ranem. I nazajutrz od nowa. Niezniszczalni:-) Momentami zasnąć ze śmiechu i tak nie mogliśmy, więc po urlopie miałam spore zaległości. Póki co nie mogę ich na razie odrobić, bo dostałam 100% etatu w przedszkolu. Mam małą grupę cudownych maluszków od roczku do 3 latek:-) Gotowanie w Landmarku na jakiś czas odstawiłam, choć pewnie niedługo mi się zatęskni. A tak w ogóle od jakiegoś czasu marzy mi się własna knajpka. Mała, przytulna kafejka, pachnąca domowymi wypiekami, ze zdrowym, pysznym jedzeniem. W Bergen jest spora luka, wszędze tylko fast foody, ludzie szukają odskoczni. Mam już nawet nazwę: coffee - toffe:) I menu mam ustalone, i wystrój w głowie... tylko nie mogę znaleźć lokalu:( W centrum wszystko opanowane przez Turków i Chińczyków. Ale nie poddaję się. To do mnie nie podobne. Twardo szukam. I znajdę:-)

niedziela, 19 lipca 2009

Wakacje!!!

Jutro ruszamy na tourne po Europie:-)
Najpierw dłuuugo promem po norweskich fjordach, potem Dania i Legoland:-) yooopi!!! (chyba cieszę się bardziej niż dzieci) Dalej przez Niemcy do Szczecina na chwilunię i na Kaszuby:-)
Ciekawe tylko, jak dam radę utrzymać dietę (bez piwka i drinka i owoców prosto z krzaka)
Na razie wytrzymałam 2 tygodnie. Waga -4,6kg. A to motywuje. Oj bardzo:)

niedziela, 12 lipca 2009

Szczęściara:-)

W moim ogródku rosną koniczyny.

Wczoraj przyjrzałam im się bliżej...

Prawie wszystkie czterolistne:-)

piątek, 10 lipca 2009

Studentka:-D

Dziś otrzymałam pismo następującej treści:


W imieniu wladz uczelni gratuluję przyjecia na I rok studiów EWSPA - kierunek Prawo.
Dziekuję serdecznie za wybranie naszej uczelni i życzę osiągnięć w nauce.

Kurna nie wierzę.
Ciekawe jak to będzie...
Marzenia się spełniają!

czwartek, 9 lipca 2009

Dieta:-)

Nie za dobrze czuję się ostatnio w mojej przydużej skórze. Mój kręgosłup też nie bardzo chce dźwigać taki balast, dodatkowo pamiętam doskonale jak fajnie się czułam jakieś 15 kg. temu więc postanowiłam do tego wrócić. W poniedziałek rozpoczęłam dietę. Trochę nieświadomie i niezbyt przygotowana.
Pierwszy, najtrudniejszy etap już za mną!!!
Są już małe efekty i jestem z siebie dumna. Teraz czeka mnie 103 dni fazy naprzemiennej i 144 dni fazy podtrzymującej. Duuuuużo. Pewnie gdybym wiedziała, jak dużo czasu potrzebuję na schudnięcie, to bym jej nie zaczęła. A tak, stało się i mam nadzieję wytrzymać, bo dieta wydaje się dla mnie optymalna:-) Mam zamiar drastycznie zmienić moje nawyki żywieniowe i zapomnieć o dietach raz na zawsze!

środa, 1 lipca 2009

Lato! Lato wszędzie...


... zwariowało, oszalało moje serce!!!

W Bergen od tygodnia upały rekordowe!
Wczoraj było nawet cieplej niz w Rzymie, Atenach czy Lisbonie:-)
W moim sercu tez ciepełko:-)
Życie jest piękne!

poniedziałek, 22 czerwca 2009

niedziela, 14 czerwca 2009

Ojczyzna miła:)

Jutro lecę z Laleczką do Polski. To bardzo ważny wyjazd. Niemalże sprawa życia i śmierci. Kto nie wie o co chodzi, niech nie pyta. Widocznie nie może wiedzieć. Jeszcze nie. I nie jest to bynajmniej kwestia zaufania.
Tak czy inaczej proszę o modlitwę... Jest nam teraz naprawdę bardzo potrzebna.

wtorek, 26 maja 2009

Przyjaciele???

Jakieś dwadzieściaparę lat temu mama uprzedzała mnie, iż kończąc pewien etap w życiu, kończymy też przyjaźnie związane z tym etapem. I że to jest niby najnormalniejsza kolej rzeczy.
I wszystko się wtedy we mnie buntowało. I krzyczało! No bo jak to? Dlaczego?
A dziś już nawet nie pamiętam twarzy najlepszej przyjaciółki z pierwszej klasy:-(
Za to pamiętam Magdalenę z zaledwie dwutygodniowej kolonii, która tyle wniosła do mojego życia i z którą rozumiałam się bez słów... Ale kontakt urwał się nam wiele lat temu:(
Z Anetą też widzimy się raz na ruski rok a przecież miałyśmy zawsze i wszystko razem... I z ludźmi ze szkół i z drużyny harcerskiej... i "szaloną ekipą" z Egiptu tez kontakt zanika, bo rozjechaliśmy się po świecie (Aga w stanach, Maja w Niemczech, ja tu... ciekawe co u Pawełka? Mam nadzieje, ze ulozylo mu sie we Włoszech)
I mimo, że grono przyjaciół co rok się powiększa a najblizsi sercu są zawsze przy mnie, to jednak za kazdym razem mi żal.
I wcale nie jest tak, że dla mnie jest to najnormalniejsza rzecz na świecie i zawsze bardzo mocno przeżywam, jak mój przyjaciel znika. Szczególnie jak znika bez słowa.
Tak jak teraz...

http://www.youtube.com/watch?v=9FsMmiv3dBs

sobota, 16 maja 2009

Cypr - wyspa miłości






Wczoraj wróciliśmy z Cypru:-)
Jak zwykle tydzień to za mało, zleciało nie wiadomo kiedy. Ale wypoczęliśmy doskonale.
Wyspa urocza, klimat niesamowity, można powiedzieć "love is in the air"
Miasteczko Ayia Napa moooocno imprezowe. Tętni życiem od rana do rana. Dyskoteki, kluby, knajpki... czyli to co tygryski lubią najbardziej:-) Drinki i piwo serwują nawet w pięciolitrowych michach hihihi Warto wrócić tam ze zwariowaną ekipą (traktujcie to jak wyzwanie przyjaciele:)) Co noc przed zaśnięciem słyszeliśmy wrzaski z conajmniej czterech knajp z karaoke:-) Ale nam to absolutnie w NICZYM nie przeszkadzało.
Zwiedziliśmy kilka uroczych miejscowości, niesamowite wioski w górach troodos, piękne kościoły i klasztory. Rozkoszowaliśmy się codzień pysznościami cypryjskiej kuchni, świetnym winem i piwem. Słońcem i ciepłym morzem. I sobą nawzajem.
Dzieci nasze były podejrzanie grzeczne przez calutki tydzień, pierwszy raz nie dały popalić na urlopie, wręcz zachwycały wszystkich wokoło, przeuroczo ciesząc się z każdej, najmniejszej nawet przyjemności. Mój marudny zazwyczaj mąż też wyjątkowo nie narzekał (zbyt wiele hihi... ) Zachwycał się niezwykłą urodą młodziutkich cypryjek i "ekskluzywnych" rosjanek:-)
Wszyscy wyciszyliśmy się i naprawdę zrelaksowaliśmy.
Podsumowując, naprawdę bawiliśmy się cudnie i długo będziemy z uśmiechem wspominać ten wyjazd.

sobota, 2 maja 2009

ranne ptaszki:)

Moja rodzinka dziś zwariowała. Wolny dzień a my od 7.00 na nogach i w ogóle spać się nie chce. Ja pędzę na 10.00 do pracy i obawiam się, ze kryzys mnie prędzej czy poźniej dopadnie, bo głowa boooli od wódki z sokiem porzeczkowym:-)
Niespodziewana, sympatyczna imprezka się wczoraj zrodziła. My, Justa, Darek, Jacek i mr Faza:) Oblaliśmy zdrowo Święto Pracy. I podjedliśmy też.
Mr Faza miał orgazm po moim ceviche hihihi

niedziela, 26 kwietnia 2009

Big success:-)

Dziś pierwszy dzień gotowałam w Landmarku.
Całkiem sama:-)
Serwowałam wspominaną wcześniej włoską zupę z czosnku i cukinii, kurczaczki orientalne, Landmarkowe superburgery, przeróżne kanapki, sałatki a także naszą polską szarlotkę:)
Daniel T. podpytywał konsumentów o wrażenia i ABSOLUTNIE wszyscy byli zachwyceni. Co wylewniejsi wyznawali mi miłość i zapowiadali się na przyszłość:)
Ale prawdę mówiąc, stresowałam się baaardzo. I padnięta jestem jak koń po westernie. Nie sądziłam, że to taka ciężka praca:-) Ale baaardzo satysfakcjonująca:)

wtorek, 21 kwietnia 2009

Myśl dnia:)

wykopana w necie, jak zwykle...


"Kobiety i koty zawsze robią co chcą. Mężczyźni i psy niech się z tym pogodzą"

poniedziałek, 20 kwietnia 2009

Święta, święta i po świętach:-)







Było śwątecznie, smacznie, wesoło:)

W dobrym, sprawdzonym towarzystwie imprezowanie od rana do rana... Lany poniedziałek dla odmiany w wesołym miasteczku:-)
Naprawdę było fajnie:-)

piątek, 3 kwietnia 2009

Wiosna, ach to ty...

Jejku... jak jest pięknie!
Słońce świeci, ptaszki śpiewają, wiosną pachnie...
Wyjątkowo szybko minęła jesień i zima w tym roku. Ani zbytnio nie mroziło, ani dużo nie padało...
Najpierw było dłuuugie lato, później Majorka, Egipt i już jest wiosna:-) Cuuudnie:-)

poniedziałek, 30 marca 2009

Rozwiązanie zagadki:)

Jako pierwsza prawidłowej odpowiedzi udzieliła Sylwia:-)
Nagrodą będzie cypryjskie wino wypite w moim miłym towarzystwie:-)
8-go maja lecimy na Cypr:)
Skarbówka rozliczyła zeszłoroczny podatek, dostaniemy zwrot:-)
Za mój opłaciłam Turcję w sierpniu, Krzyśka starczył na Cypr:-)
Kilka tygodni temu wpadłam na pomysł wypadu na wyspę miłości, zamówiłam przewodnik i dałam cynka do ulubionego biura podróży. Jak tylko pojawiła się fajna oferta, zadzwonili i... lecimy! To najgorętsza wyspa na morzu Śródziemnym, w maju wszystko tam kwitnie i na pewno będzie przepięknie:) Ayia Napa - tak nazywa się miejscowośc, to jedna wielka imprezownia, tętniąca życiem dzień i noc, z deptakami rozrywki i pięęęknymi plażami
Już się nie mogę doczekać!!!

niedziela, 29 marca 2009

Jedynka szefem kuchni:-)

Tom - Landmarkowy szef kuchni wybiera się na urlop tacierzyński, wobec tego ktoś musi przejąć jego obowiązki... Zarząd zdecydował, że część z nich przejmę ja i tak, na razie 1 weekend w miesiącu ja rządzę w kuchni:-) Przeszłam ekspresowe szkolenie, Tom sprzedał mi sporo sztuczek, pomysłów, przepisów... dostałam też w dużej mierze wolną rękę w ustalaniu menu:-) Fajowo...
Znów będę robić, to co lubię... Mam nadzieję, że się sprawdzę a moje pomysły przypadną do gustu konsumentom:-) Muszę się dobrze przygotować, żeby nie dać plamy. Postanowiłam testować nowe smaki, efekty postaram się dokumentować na blogu. Pojawią się więc przepisy, zdjęcia, opinie:-)

sobota, 28 marca 2009

Zagadka:)

W maju wyjezdzamy na piękną, gorącą wyspę:-)
Pod względem podziału politycznego jest ona zaliczana do Europy, jednak pod względem położenia znajduje się w Azji – na terenie Bliskiego Wschodu we wschodniej części Morza Śródziemnego, na południe od Turcji. To tam bogini piękna, kwiatów, miłości, pożądania i płodności - Afrodyta wyłoniła się z piany morskiej...
Co to za wyspa???

poniedziałek, 23 marca 2009

TVN:-)

Ale beka!!!
Od kilku dni wydzwaniają do mnie z TVN-u. Przygotowują program o wysokich laskach i zbierają informacje. Znaleźli mnie na forum: Wysokie kobietki hahaha
Najchętniej widzieliby mnie w "Rozmowach w toku" ale program kręcą za kilka dni i raczej nie dogramy tego, za daleko mieszkam:)

czwartek, 19 marca 2009

Lusia:)

Lusia była u mnie na weekend!!!
Tak chciałam ją zobaczyć, (Adam nie moze zrozumieć, że za sobą tak tęsknimy) na szczęście nie zasanawiała się w ogóle! Wsiadła w samolot i już tu była. Ja niestety nie mogłam witać jej na lotnisku, bo nie udało mi się zamienić w Landmarku, ale już od 21.oo imprezowaliśmy w domku z Harnasiami i Szkodniczką:-) (Beatka ma coś nowego... hmmm zajebiste to:) od kiedy zobaczyłam, też mi chodzi po głowie takie nowe:)) Tomasiuczki też mieli być ale... Basia wylądowała w szpitalu ze strasznym bólem brzucha:(( W dodatku powyłączali telefony i nie mieliśmy pojęcia co się dzieje. Ale już jest duzo lepiej, lekarze w końcu znaleźli przyczynę i dali torbę leków, które skutkują. Za to mnie dopadło najgorsze zapalenie ucha, jakie można sobie wyobrazić. Od tygodnia wyglądam jak chomik, wyję z bólu, gorączkuję i w ogóle czuję się masakrycznie
źle:( Byłam u lekarza, mam antybiotyk, ale działa on tak wolno, że brak słów. Dziś jest pierwszy dzień bez środków przeciwbólowych i nawet mogę chodzić i jeść. Wcześniej każdy ruch sprawiał okropny ból. Leki przeciwbólowe żarłam jak najęta, aż przedawkowałam. Przez całe życie tyle nie zjadłam. Wciąż nic nie słyszę ale mam nadzieję, że do weekendu mi minie. Zła jestem cholernie na to dziadostwo. Tydzień wyjęty z życiorysu! Zamiast baraszkować w sypialni, leżę jak kłoda i stękam. FUCK!!!

wtorek, 10 marca 2009

:-)

Halinka mi ostatnio napisała:
łóżko ma cztery rogi, pogodzi ręce i nogi...


i miała rację;-)

uffffffff...

poniedziałek, 9 marca 2009

:(

to jednak nie koniec wojny...
wręcz, wygląda na początek...






tylko, że ja juz nie mam siły...

niedziela, 8 marca 2009

Dzień Kobiet, dzień kobiet...


A ja na przekór najnowszym trendom wcale, ale to wcale nie jestem i nigdy nie byłam feministką:) Nie chcę być niezalezna, nie mam zamiaru wbijać gwoździ, nie mam za grosz orientacji w terenie i potrzebuję silnego, męskiego ramienia! I wolę mieć kierowcę niz być kierowcą:)
I chcę obchodzić Dzień Kobiet jak kobieta:)

i ucieszyły mnie dziś baardzo wszystkie miłe życzenia!
I gozdziki od Henia:-)
i kartka od Marcinuków:-D
http://www.ekartki.pl/otrzymana_ekartka/

A najbardziej ucieszyły mnie róże na poduszce rano od męża.
I to co szeptał do ucha cały dzień:-)
A już się bałam, że się nigdy nie pogodzimy... To nasza najdluzsza wojna, całe 3 tygodnie!!!
Na przeprosiny zabukowaliśmy wypad do Turcji, ale dopiero w sierpniu. Mam nadzieję, ze na wiosnę tez coś znajdę... w końcu ślęczę na stronach biur podrózy jak nawiedzona.
Ja naprawdę mam mocne odchylenia od normy;)
Marzy mi się wypad, np. z Cejrowskim na koniec świata...
W ogóle mogłabym nie rozpakowywać walizek... Góra tydzień po każdej wyprawie znów mnie ciągnie w nieznane... Od zawsze tak było...
Jako dzieciak przemierzałam z plecakiem Polskę wzdłuż i wszeż... Teraz mam apetyt na cały, wielki świat.
Najlepszym rozwiązaniem dla mnie byłby własny program podróżniczy...
Mam juz tytuł:-)
"Tam, gdzie mnie jeszcze nie było"

poniedziałek, 2 marca 2009

Red sea, blue sky, hot sun i Lusia:-)







Bardzo dawno tu nie zaglądalam... Tyle sie działo, że nie miałam czasu... Bo przecież był Egipt na przełomie listopada i grudnia, więc i przygotowania przed i ciężki powrót do rzeczywistosci po... I zaraz potem swięta i mnóóóstwo gosci... wesoło było, alkoholizowalismy sie codziennie, także w sylwestra juz mielismy niezłą wprawe. Była kapela na zywo i poprawiny nastepnego dnia:)
A teraz naprawdę muuuszę więcej o Egipcie...
Podróż nie należala do najbardziej komfortowych, bo wylot byl z Oslo. O ile do Oslo tłuklismy sie calą noc pociągiem, tak spowrotem wracalismy juz samolotem... ale dopiero nastepnego dnia rano hmm, bo lądowalismy prawie o pólnocy. Tak wiec przyszło mi spać na lawce z Nelkiem i młodym rumunem a Krzysiowi z norweżką i jej dzieckiem... hehe, ale warto bylo. Bo w Egipcie bylo podwojnie cudnie. Po pierwsze cudnie bo to mój Egipt, wciąż ten sam... glosny, upalny i pachnący... (choruję na Egyptus Chronicus od kiedy pierwszy raz zaciągnęlam się egipskim powietrzem), a po drugie cudny, bo byla tam moja Lusia (noo Kornik też, smiesznie z nim bylo) Zawsze marzylam o tym, zeby być tam z moją Lusią:-) I bylam. Mam nadzieje, ze nie ostatni raz:-)
Wygrzewalismy tylki na plazy, snoorkowalismy (najodwazniejsi nawet próbowali nurkowania) scigalismy sie quadami po pustyni (jeny, jestem nienauczalna... im bardziej chcialam skręcić w prawo tym bardziej quad jechal w lewo!!! hihi), blablalismy cale noce, wloczylismy po najciemniejszych uliczkach Hurghady w poszukiwaniu idealnych falafeli i spijalismy hektolitry lodowatej Stelli. Bardzo szybko zlecial tydzien i pojechali:-( My zostalismy tydzien dluzej, zeby odespac zaleglosci, najesc się na zapas owoców morza w El minie (nie wiem jakim cudem dopiero odkrylam El Mine, mają tam absolutnie cudowne żarelko... kurde oplulam klawiaturę na samą mysl) i wygrzac kosci. Nocami nammmiętnie zalewaliśmy łazienkę:-) Mielismy skromny ale sympatyczny hotel w cantum Dahab (mam do niego sentyment, bo to własnie w nim mieszkaliśmy, jak byliśmy w Egipcie poraz pierwszy)... co rano budzil nas spiew muezina, na bazar mielismy 3 kroki... Pogoda byla piękna bite 2 tygodnie, woda w morzu idealna... nigdy nie bylam w Egipcie w grudniu i w najsmielszych marzeniach nie przypuszczalam, ze bedzie az tak slonecznie.
Ale, wszak to Egipt... mój Egipt.
Tam zawsze swieci slonce:-)