piątek, 4 lutego 2011

La la la la la la Lanzarote:)

Co za wyspa!!!
Moje pierwsze wrażenie - Księżyc! Pogorzelisko! Apokalipsa! Czarna, niedostępna lawa wiele lat temu wdarła się z impetem w każdy zakątek i pochłonęla wszystko. Absolutnie wszystko. Możnaby pomysleć, że na takim terenie nic już nie da się zrobić... A jednak! Turkusowy ocean to doskonały kontrast dla czarnej lawy Do tego upór, pracowitość i niebanalny smak mieszkańców, a w szczególności artysty, Cezara Manrique (na ślady jego sztuki można się natknąć dosłownie na każdym kroku...nawet w toaletach publicznych... zupełnie niezwykłych, z widokiem na ocean) zamienił ją w przeurocze, wyjątkowe miejsce na ziemi, gdzie chce się wracać. W dodatku słoneczne lato mają tam przez cały rok. Białe budynki z zielonymi okiennicami, maksymalnie dwupietrowe, setki odmian kaktusów, zero komercji, bilbordów i parasoli coca-coli.  Murki osłaniające przed wiatem każdą, najmniejszą roślinę czy najcieńszą winorośl tworzą niesamowity widok, szczególnie z lotu ptaka. Cudownie było uciec przed mrozem, śniegiem i codzienymi obowiązkami. Towarzystwo mieliśmy doborowe (Justka, Daruś dziękujemy i polecamy się na przyszłość) Obsługa hotelu zadbała o to, żeby Święta były wyjątkowe i ani przez chwilę nie pożałowałam, że nie spędzamy ich w domu przy misce bigosu, tradycyjnych sałatkach i pieczystych mięsiwach. Zamiast tego zajadaliśmy się owocami morza, krwistymi stekami i hiszpańską chorizo. Pojawiające się wałeczki tłuszczu próbowaliśmy zgubić na różne sposoby... pływanie, skoki przez fale (ocean strasznie nas sponiewierał) spacery, tenis (łooo matko, jak nam dobrze szło... chłopaki dawali radę całkiem całkiem, mimo to daleko im do nas) Jednak najlepiej sprawdziłyśmy się w starej dyscyplinie: shopingu:) Ekskluzywne sklepy kosmetyczne co kilka metrów a ceny dużo niższe niż na wolnocłówce. No i weź nie weź! Mam zapas na 2 lata jak nic. A własciwie biorąc pod uwagę, jak często maluję się do przedszkola, nawet 4:-) Krzysiu wypoczywał intensywnie, ale codziennie znajdował powód do narzekań;) Lekkuchno opalony miał branie... u innego Krzysia hehe Jednak przekonałam się, że wcale nie jest taki łatwy. Wakacyjna Laila przeszła samą siebie. Była idealnie grzeczna, naprawde bez zastrzeżeń. Ciocia Justynka ma na nią cudowny wpływ, Lala była zachwycona. Nelusiowi pojawił się pierwszy pryszcz, pewnnie w związku z tym miał róznego rodzaju fochy. Uważam, że miał prawo;-) Wypożyczyliśmy auta i zjeździliśmy wyspę wzdłuż i wszeż. Wycieczka wśród przerażających kraterów, grill na lawie wulkanicznej (nie polecam, kurczaka przy dużej frekwencji dopiekają we frytkownicy fuuuuj) ogród tysiąca kaktusów, jaskinie z, jedynymi w swoim rodzaju krabami - albinosami... Kameralne plaże, niezapomniane widoki... ahhh, jak miło powspominać.

Wieczorami królowała Pina Colada i zdarzało się, że pod jej wpływem co niektórzy mieli problem z odróżnieniem kota od... bociana. I nie dziwię się, że Laila zupełnie pogubiła się w kwestii przynoszenia dzieci. Nowy rok, tak jak sobie wymarzyłam witaliśmy na plaży... Po północy odtańczyłyśmy z Justyną taniec radości, skacząc przez fale. Czuję, że to będzie wyjątkowy i piękny rok. I przyniesie upragnione potomstwo wszystkim, którzy tego pragną:)
2 tygodnie zleciały, jak z bata strzelił, wróciliśmy z pełną walizką chorizo, serrano i hiszpańskiego wina. W Bergen przywitała nas piździawa koszmarna, do dziś wolę nie odsłaniać rolet w oknach. W pracy podczas mojej nieobecności był podobno młyn totalny, szefowa, gdy mnie zobaczyła rzuciła mi się na szyję, jakby mój powrót wcale nie był oczywisty. I doszły mnie słuchy, że chcą ukrócic urlopy na życzenie. 6, z góry ustalonych tygodni w roku ma nam wystarczyć. Nie wyobrażam sobie czekać do wakacji na kolejny wyjazd. Wszak wspaniały świat mnie woła! Cóż, będę musiała przeprowadzić kolejną pokojową rewolucję. Mam nadzieję, że już się przyzwyczaili.























2 komentarze:

lusia pisze...

Cudownie!!!!
Następnym razem zabierz mnie ze sobą:)

MARTA pisze...

slyszalam ze tam jest pieknie!